Leczenie matczynej rany

 

Podróżuję już tak wiele lat .
Tak wiele lat odkrywam siebie i leczę po kawałku te część mnie, które tego potrzebują a matczyna rana, z mojego punktu widzenia, wydaje się być największą z ran jakie mamy do uzdrowienia, utulenia i do ukochania.

I absolutnie nie chodzi w tym procesie o to aby znienawidzić czy odciąć się od naszych matek, ale o to abyśmy zrozumieli jakie mechanizmy funkcjonują w tej relacji.

Bethany Webster w swojej książce pod tytułem „Odkrywanie wewnętrznej matki” pisze:
„By stanąć na własnych nogach i sięgnąć po swoją moc, musimy spojrzeć na relację z matką i zdobyć się na odwagę, by oddzielić własne przekonania, wartości i myśli od tych należących do niej. Ten proces z kolei wymaga opłakania bólu, jakiego doświadczyła matka, oraz przetworzenie naszego własnego, który stanowi jego konsekwencję. Jest to wyzwanie, ale także droga do prawdziwej wolności. Przyznając, że ten ból istnieje, i przyjmując go, możemy przetworzyć go na wiedzę o sobie, na uczciwość, na pewność siebie”.

Proces leczenia jest długi i potrafi być bolesny. Bo czy traumy, które zostały w nas zapisane w wyniki raniącego nas wydarzenia, które odczuliśmy jako złamane serce, porzucenie, odrzucenie….. wszelką przemoc fizyczną i psychiczną na nas i na naszej najgłębszej istocie, mogą zostać uleczone bezboleśnie?

Leczymy się w ten sam sposób.

Nasze ciało potrzebuje jeszcze raz spotkać się z tym bólem, ale tym razem uwalniamy go poprzez zauważenie, zaakceptowanie, poprzez pozwolenie sobie na uznanie tego co nas dotknęło i danie sobie prawa do czucia tego wszystkiego co czuliśmy wtedy, ale z jakiś powodów, zachowań czy sytuacji, odmówiliśmy sobie prawa do czucia tego takiego, jakie w tym momencie było.

Pracujemy z naszymi ranami na wiele sposobów. Jest naprawdę wiele technik, które pozwolą nam na spotkanie się z naszym prawdziwym ja.

Ja w swojej drodze samoleczenia korzystałam z coachingu, totalnej biologii, pracy na linii czasu, medytacji, pracy z oddechem, ustawień helingerowskich, psychoterapii, dzwiękoterapii, terapii krzyżowo- czaszkowej…..

Większość z nich stosuję podczas pracy indywidualnej z klientem aby towarzyszyć mu w jego drodze uzdrawiania siebie, najlepiej jak potrafię.

Pytacie czasem, czy ta praca się kiedyś kończy?
Dla mnie odpowiedź jest jedna.
Nigdy.

I wielu nigdy nie stanie na tej ścieżce, bo to dla nich za trudne a perspektywa pracy, która się nigdy nie kończy nie jest zbyt interesującą w dzisiejszym czasie. I mają do tego prawo.

Ale ja z uporem maniaka będę zawsze powtarzała, że warto.
Dlaczego?
Bo nagrodą jest Twoje nowe, świadome życie!

Nie ma nic ważniejszego od niego, bo czasem to jedyne co dostałeś/aś od swoich rodziców. Jedyne co dostałeś/aś od swojej matki.
I możesz mi wierzyć albo nie, ale bardzo często naprawdę jest to wszystko co mogła nam dać. Jeśli spojrzysz na nią przez pryzmat jej traum, doświadczeń i czasów w jakich przyszło jej żyć, jeśli popatrzysz na nią jak na dziecko rodziców, którym przyszło dorastać i żyć w czasach wojny i chwilę po niej, to zobaczysz coś czego być może do tej pory nie widziałeś/aś.

I nawet jeśli dziś widzisz to inaczej i nie zgadzasz się ze mną (możesz się nie zgadzać) to za jakiś czas, kiedy będziesz już gotów/a na to aby spojrzeć wstecz na tych wszystkich, którzy byli tu przed Tobą, zobaczysz, że nie ma nic bardziej cennego niż życie, które przez nich przyszło do Ciebie ❤️

Spójrz wtedy na nich, pokłoń się przed ich losem i powiedz:
Dziękuję Wam za życie, które przez Was przyszło do mnie. Za życia, które Was tak wiele kosztowało i które tak wiele kosztuje mnie 🙏❤️
Na Waszą pamiątkę, zrobię z nim coś dobrego ❤️

A jeśli poczujesz, że potrzebujesz naszego wsparcia w tej podróży, zapraszam 🙂